Ruda Ślaska - ul.Południowa Wspomnienie
Ruda Ślaska - ul.Południowa
Wspomnienie
Dlaczego Wspomnienie ? - dlatego , że na ulicy
Południowej mieszkali moi dziadkowie , ich dzieci - czyli moja Mama i Wujek .
Spędziłem tam "trochę" czasu , a dziadek dużo opowiadał mi jak
to dawniej było. Oprowadzał mnie po okolicy.
Nie kryję , byłem ciekawski i chętnie słuchałem jego opowieści .
Co z tego zapamiętałem , - przy pomocy mojej Mamy i Wujka opisuję .
Mam nadzieję , że opowieścią tą wywołam wspomnienia u młodszych mieszkańców
tej ulicy i u tych , którzy zamieszkali w Rudzie Południowej ( nie na tej ulicy )
na nowym osiedlu .
Myślę , że chętnie dowiedzą się o ulicy Południowej , którą znali tylko z widzenia ,
a której już nie ma . O życiu i zwyczajach ludzi zamieszkujących tę ulicę .
Blog bedzie składał się z wpisów
Powstanie ulicy - historia
Wspomnienia z ulicy
Tradycje
Zabawy
Atrakcje
Autorzy Blogu Elżbieta i Michał
adres do korespondecji polnet3@onet.eu
W razie jakichkolwiek pytań i sugestii na temat mojej strony
zapytania proszę kierować na adres
polnet3@onet.eu
postaram się odpisać na każdą uwagę i zapytanie .
Podziękowania za pomoc w powstaniu tego Blogu kieruję do mojej Mamy .
Powstanie ulicy - historia
Ojciec mojego dziadka , a mój pradziadek Jakub - nadgórnik
pracownik kopalni "Walenty-Wawel" , dostał mieszkanie w 1906 roku .
Dziadek mój miał wtedy 2 lata .
Osiedle to wybudowano dla pracowników wymienionej kopalni .
Właścicielem tej kopalni , był hrabia von Ballestrem.
Każdy szyb kopalni nosił nazwę imienia jego dzieci .
Szyb " Elżbieta "
Szyb " Walenty "
Szyb " Mikołaj "
Szyb " Klara "
Cała ulica to po jednej stronie osiem jednakowych budynków jednopiętrowych
od nr.2 do nr.16 . Po drugiej stronie ulicy trzy takie same o numerach 3 , 5 i 9 .
Pod numerem 7 stał duży masywny budynek dwupiętrowy - przez miejscowych
nazywany "szlafauz"
" Szlafauz "
Przed wojną ulicę nazwano Piłsudskiego .
W czasie wojny Bismarkstrase . Po wojnie Wyzwolenia , a pod koniec lat 50-siątych Południowa .
Rudę Południową już przed wojną nazywano Karmanuel .
Do dzisiaj miejscowi mówią zdrobniale " Karmańskie "
Każda rodzina , otrzymując klucze do mieszkania , dostała też chlewik , piwnicę ,
ogródek i dość spory kawałek pola .
Chlewiki wybudowano równolegle do budynków mieszkalnych w odstępie
10 - 12 metrów . Odstęp ten był placem ( podwórkiem ).
Zdjęcie po lewej stronie przedstawia chlewiki ( komórki ) i podwórko .
W chlewikach hodowano kozy , króliki , gęsi , nawet świnie .
Za chlewikami były ogródki . W ogródkach , uprawiano warzywa , truskawki i kwiaty .
Tam też odpoczywano na ławeczkach .
Na polach siano zboże i sadzono ziemniaki .
W samym środku pól stała stodoła w której można było wymłócić swoje zboże .
Młócono je ręcznie - cepami .
Pierwsi właściciele pól z czasem umierali , albo nie mieli już sił , aby je uprawiać .
Te stały odłogiem . Nie trwało to długo . Znalazł się gospodarz .
Obsiał wszystkie pola . Potem były żniwa . Snopy zboża stały na polach .
Z biegiem czasu w stodole młócono już maszynowo zebrane zboże .
w tle piekarok
Między ogródkami wybudowano piekarok ( o wszystkim pomyślano budując
to osiedle ). W tym piekaroku nasze babcie i prababcie piekły chleb i kołocze .
Każda rodzina posiadała cały sprzęt do pieczenia chleba .
Z czasem zaprzestano pieczenia chleba w piekaroku .
Kupowano go w pobliskiej piekarni . Przed świętami i na inne okazje , każda
gospodyni tej ulicy ( nie tylko ) mogła przynieść blachę z kołoczem zrobionym
w domu , a piekarz nie odmówił upieczenia go za drobną opłatą .
" Ząb czasu " zżerał piekarok i stodołę - zostały rozebrane .
Na samym końcu pól , prawie przy główniej ulicy ( w kierunku Chebzia )
stał budynek i zabudowania gospodarcze ogrodzone płotem .
Mieszkał tam gospodarz , miał konie i krowy . Mówiono na ten budynek " leśniczówka ".
Dawno temu , kiedy tereny te były bardzo zalesione , była to " prawdziwa "
leśniczówka . Mieszkał w niej leśniczy - stąd ta nazwa .
W tyle " leśniczówka "
Łany zbóż - stodoła i wielki przemysł dymy z Koksowni " Walenty "
Wspomnienia z ulicy
Za polami - jeszcze dzisiaj - bunkier jest ( nie widać go bo " schowany ' jest za drzewami - samosiejkami )
- z dużą stalową kopułą z wieloma otworami ( niby okienka ).
Aby zaspokoić moją ciekawość , dziadek pokazał mi z bliska ten bunkier .
Wszedłem do środka . Wchodząc po stalowych schodach , dostałem się do tej
ogromnej kopuły ( widząc ją oczami dziecka ) . Stało tam obrotowe krzesło .
Dziadek wytłumaczył mi , że po to się ono obraca , aby łatwiej i szybciej było dostać się
żołnierzowi do okienka i oddać strzał w którą stronę była potrzeba . Powiedział , że
w czasie wojny , oddano z niego tylko jeden strzał .
W głębi bunkier .
Jak już wspomniano , na ulicy tej mieszkali górnicy pobliskiej kopalni .
Z placu widać było szyb " Elżbieta ". Szyb , którym górnicy zjeżdżali pod ziemię .
Była tam też łaźnia , cechownia z obrazem św.Barbary i budynek administracyjny .
Po wojnie w cechowni , każdej niedzieli odprawiano mszę św .
Ksiądza przywożono z kościoła Matki Boskiej Różańcowej .
W kopalni tej wielu górników straciło życie . Kilku z nich mieszkało na ul. Południowej .
Te smutne chwile wraz z ich bliskimi przeżywali mieszkańcy całej ulicy .
Mój dziadek - ślusarz w tej kopalni , też miał ciężki wypadek .
Jak w życiu bywa - są smutki i radości .
Były wesela . Panien mieszkało tam sporo .Z tej okazji piekło się kołocze .
Kołoczem dzieliło się nie tylko krewnych , ale i sąsiadów . Ci rewanżowali się prezentami
dla młodych .
Kołocz upieczony
można świętować
Latem , po obiedzie , nikt nie siedział w domu .
Wychodziło się do ogródka lub posiedzieć na łące obok stawu .
W wolnych chwilach , po obiedzie , kobiety siedziały na przydomowych ławkach
albo na schodach .
Moja Babcia z moją Mamą
lato 1941 rok .
W głębi " Szyb Powietrzny ".
Rozmawiały o wszystkim i o wszystkich .
Wiedziały kto jest chory , kto i co gotował . W czasie upałów drzwi do mieszkań
zostawiano otwarte na oścież .Mężczyźni albo byli w pracy , albo majsterkowali
coś przed chlewikami . Małe dzieci bawiły się na placu , a starsze kąpały się
w stawie za ogródkami .
Nie wypada nie napisać o najstarszych mieszkańcach tej ulicy .
Moja Mama , często wspomina jednego z nich - Pana Thorza .
Sąsiedzi nazywali go " Haller ".
Wzięło się to z tego , że w czasie I wojny światowej walczył w wojsku dowodzonym
przez generała Hallera .
Latem , każdego ranka ostrzył kosę przed swoim chlewikiem. Mama mówi , że jeszcze
dzisiaj " słyszy " ten dźwięk . Kładł tą kosę na ramieniu , z fajką w ustach i swoim
pieskiem , powolnym krokiem szedł na łąkę kosić trawę dla królików .
Mieszkał na parterze . Okna jego mieszkania zawsze były otwarte .
W ten sposób , Mama ( wtedy nastolatka ) mogła podziwiać wszystkie fajki jakie
posiadał , a miał ich dużo .
Wisiały w kuchni na przeznaczonym dla nich wieszaku .
Od największej do najmniejszej . Niektóre były białe porcelanowe z wzorkiem i klapką .
W tym samym domu jeden z mieszkańców Pan Kania posiadał radio . Nie wszyscy je wtedy mieli .
W lipcu 1954 roku postawił radio na parapecie okna i dziewczyny mogły słuchać
relacji ze Zlotu Młodzieży w Warszawie .
Jeszcze jeden z najstarszych mieszkańców tej ulicy - Pan Wesołek .
Był on - dozorcą .
Ale był to " inny " dozorca . Można powiedzieć - trochę urzędnik .
Nie sprzątał , zajmował się pracą biurową . Sami mieszkańcy bowiem w każdą sobotę myli korytarze i zamiatali place ( podwórka ) . Z fajką pod sumiastym wąsem i z zeszytem
pod pachą , odwiedzał mieszkańców . Uzupełniał kartotekę . Zapisywał nowo narodzonych , albo zmarłych .
Przynosił żarówki , miotły i nowe wieści .
Pan ten był krewnym mojego dziadka i u niego zatrzymywał
się dłużej , aby porozmawiać . Po jego wyjściu , jeszcze długo utrzymywał się
w kuchni zapach fajki .
W powyższym "Wspomnieniu" dowiedzieliśmy się ,że właścicielem kopalni
"Walenty-Wawel",był hrabia von Ballestrem. Własnością rodu Ballestremów ,była
również koksownia "Walenty" i elektrownia "Mikołaj". Jnteresują mnie tylko zakłady
usytuowane na terenie Rudy Południowej ,dla tego nie wspominam o innych ,a było
ich na Górnym Śląsku bardzo wiele. Hrabia von Ballestrem ,wybudował też wszystkie
domy-całą kolonię domów w Rudzie Południowej ( chodzi o stare budownictwo ).
Na granicy -Ruda-Poręba-w 1900 roku -ufundował szkołę podstawową.
Do szkoły tej chodził mój dziadek ,jego dzieci i dzieci mojego wujka .
Szkoła ta ,została wyburzona jako jedna z pierwszych ,z powodu budowy DTŚ-ki.
Niedaleko starej szkoły ,wybudowano nową szkołę podstawową ,w której mieści
się również gimnazjum. Obok szkoły ,wybudowano nowoczesny ,kryty basen kąpielowy.
Nowa szkoła i gimnazjum - za gimnazjum
kryty basen kąpielowy.
Wracając do starych budowli ,w Rudzie Południowej ,hrabia von Ballestrem ,
-ufundował również przedszkole. Po wojnie ,dziecmi - opiekowały się siostry zakonne.
Zakończenie roku przedszkolnego.
Ruda - zawdzięcza Ballestremom dwa kościoły.
Pierwszy - pod wezwaniem Matki Boskiej Różancowej,- ufundował w 1869 r.
Należeli do niego parafianie Rudy i Rudy Południowej, ( do czasu wybudowania
na ich terenie nowego kościoła pod wezwaniem Piusa X ).
Drugi - kościół ,to kościół pod wezwaniem św.Józefa ,wybudowany w 1904 roku.
Duży ,piękny ,wzorowany na bazylice San Lorenzo di Campo Verano w Rzymie.
W kościele tym, znajduje się kaplica z kryptą grobową rodu Ballestremów.
Dziadek mój, jako 10-cio latek, był na kolonii letniej, którą hrabia Ballestrem-ufundował
dzieciom swoich pracowników.
Rodzina von Ballestrem, bardzo dbała, nie tylko o rozwój swojego przemysłu, ale
również o swoich pracowników, aby im się lepiej żyło i mieszkało.
Jeżeli chodzi o wspomnianego Karola Godulę-urodził się w 1781 roku w
Makoszowach. Od 1808 roku, był zarządcą w dworze u hrabiego Ballestrema.
Był to człowiek wykształcony, wszechstronny, przedsiębiorczy.
Dorobił się wielkiej fortuny.Był właścicielem kilku kopalń i hut cynku, dlatego nazywany
jest "królem cynku". Był oszczędny, ale prawdopodobnie nie skąpy.
Pozostawił po sobie miliony talarów. Jeżeli chodzi o te talary, krążą o nich legendy.
Mówiono, że Karol Godula-miał konszachty z diabłem, że to miby diabeł-przez komin
dostarczał mu tych talarów. Karol Godula-mieszkał w małej chatce w posiadłości
hrabiego Ballestrema. Zmarł w 1848 r. we Wrocławiu. Tam został pochowany.
Po otwarciu testamentu, okazało się, że cały majątek zapisał małej, wówczas
6-cio letniej Joannie Gryzik
Joanna Gryzik urodziła się w Porębie na Śląsku dokładnie 29 kwietnia 1842 roku.
Joanna wyszła za mąż za hrabiego i w 1909 r.-doprowadziła do ekschumacji zwłok
swojego darczyncy i przeniesienia ich do kościoła w Szombierkach.
Rodzina Ballestremów-zajmowała swoje posiadłości w Rudzie przez cały czas trwania
II wojny światowej.
Zamek Ballestrema oraz wszystkie zabudowania gospodarcze i domek Karola Goduli,
stały tam ( niedaleko kościoła Matki Boskiej Rózancowej ) jeszcze przez
dłuższy czas. Jeden, większy budynek w latach 60-siątych zeszłego wieku-zamieniono
na magazyn meblowy. Czas i ludzie, doprowadzili do upadku wszystkich zabudowań.
Po chatce Goduli-pozostał tylko ślad, a po zamku hrabiów nie ma ani śladu.
Tylko kawałki muru pozostały po
chatce Karola Goduli.
W 2008 roku, przypadła 160-ta rocznica śmierci Karola Goduli.
Z tej okazji, Urząd Miasta Ruda Śląska, wydał talary z sylwetką Karola Goduli
o nominale 5-zł.
Niedawno, Prezydent Rudy Śląskiej-odwiedził miejsce posiadłości hrabiego
von Ballestrema. Uzgodniono, że miejsce to, zostanie odrestaurowane
należy się to, całemu rodowi hrabiów von Ballestrem i Karolowi Goduli, bo im,
Ruda Śląska-zawdzięcza cały przemysł, budownictwo, szkoły i wspaniałe kościoły.
Kościół Matki Boskiej Różancowej.
Zarządcą Generalnym u hrabiego, był Franciszek Pieler.
Zarządzał zakładami przemysłowymi. Zmarł w 1910 roku.
Pochowano go na cmentarzu w Rudzie, w krypcie Mauzoleum.
Przed Mauzoleum, stoją dwa postumenty, na których kiedyś stały
przepiękne, czarne z dużymi skrzydłami Anioły.Przeniesione zostały do kościoła
p.w. św. Józefa. Od maja 2010 roku, kościół ten podniesiono do rang
Sanktuarium św. Józefa.
Mauzoleum na cmentarzu w Rudzie.
Tradycje
Trzeba też wspomnieć o obyczajach dawniej obchodzonych i przestrzeganych ,
a dzisiaj już zanikłych .
W każdy Wielki Piątek wcześnie rano o godz.5.30 - dziewczyny z ręcznikami
biegły do pobliskiego strumyka , gdzie woda była czyściusieńka i tam myły twarze .
Była to stara tradycja . Mówiono , że po takim obmyciu twarzy , będzie się ładną
i zdrową .
W Niedzielę Zielonych Świątek nie było sieni , która nie byłaby ustrojona
zielonymi gałęziami .
W Wigilię , prezenty przynosiło Dzieciątko , a nie Mikołaj . Św. Mikołaj przynosił
skromne prezenty 6 grudnia .
O Szkubaczkach
Posiadając chlewik , ogródek , a za ogródkami łąki i staw , miało się
najlepsze warunki , aby hodować gęsi . Hodowano ich dużo .
A , że panien było sporo , to i pierze potrzebne było na pierzyny .
Gospodyni , która zgromadziła większą ilość pierza , umawiała się z kilkoma
sąsiadkami na skubanie . Szkubano pierze w zimie , jak już gęsi były zjedzone .
Za oknem ciemno i zimno , a w kuchni przy piecu przyjemnie .
Przy szkubaniu pierza , kobiety opowiadały o duchach , utopcach o Karolu Goduli ,
który to nocami miał powozić powóz , a koniom buchał ogień z pyska .
Wytwarzała się trochę strachliwa , ale ciekawa atmosfera .
Po skończonej "pracy " , gospodyni zapraszała wszystkie szkubaczki na poczęstunek .
Były pączki i dobra ciepła kawa zbożowa z mlekiem .
O Sylwestrze
W Sylwestra młodzi chłopcy robili psikusy - chowali drabiny wiszące przy drzwiach
chlewików . Wyjmowali furtki z zawiasów ( furtki wejściowe do ogródków ).
To była taka Sylwestrowa tradycja .
Wypada też wspomnieć , że na ulicy Południowej Kazimierz Kutz nakręcił część
scen filmu " Sól ziemi czarnej ".
Z tej okazji przy końcu ulicy wybudowano barykadę . Byli tam aktorzy -
Jan Englert , Jerzy Bińczycki , a Daniel Olbrychski w mundurze porucznika
przyjechał na koniu i dał znak - rozkaz - rozpoczęcia walk .
Wtedy padł strzał i Olbrychski spadł z konia zastrzelony przez przeciwnika .
Leżał w trumnie i " pochowano " go za barykadą na końcu ulicy Południowej .
Opłakiwały go statystki z ulicy , - kobiety i dzieci .
Nowoczesność wkroczyła do Rudy Południowej .
Na terenach zielonych wybudowano " Fabrykę Domów " . Tam wytwarzano
wielkie płyty do budowy domów wielkogabarytowych .
Budowano domy i wieżowce z tej płyty .
Z tym wiązało się wiele prac . W związku z wykopami kanalizacyjnymi zabrano
mieszkańcom ulicy Południowej ogródki .
Najgorsza wiadomość przyszła w połowie lat osiemdziesiątych - wyburzą nasze domy ,
a nam przydzielą nowe mieszkania .
Nie zrobiono tego od razu . Starsi ludzie umierali . Inni stopniowo dostawali nowe
mieszkania .Dużo mieszkań na ul. Południowej stało pustych . W niektórych
zamurowano okna . Do pustych lokali wprowadzili się obcy ludzie .
Ludzie ci , całkowicie odmienili życie na ulicy Południowej .
Ulica nabrała ponurego wyglądu . W końcu i tych ludzi wyprowadzono .
Zaczęło się . Buldożery wkroczyły do akcji . Tak jeden za drugim znikały z ulicy
Południowej nasze domy .
Domy - w których przyszliśmy na świat .
Domy - w których przeżywaliśmy radości i smutki .
Widok ten , dla nas mieszkańców tej ulicy był straszny .
Było nam żal . Patrzyliśmy na to z bólem serca . Byli nawet tacy , którzy nie chcieli
i nie potrafili na to patrzeć .
Ale potem , jak powstała DTŚ-ka , każdego dnia byli na " posterunku " i obserwowali
jak idzie praca . Robili zdjęcia .
Nie mówią tego , ale z wyrazu ich twarzy można wywnioskować , że są dumni
i zadowoleni , jak na lepsze zmieniło się ich Karmańskie .
Nie ma całej ulicy Południowej , wyburzono wszystkie domy .
Nie ma domów przy ulicy 1 Maja . Na samym początku ulicy
pozostał tylko kasztanowiec . Na ulicy tej była restauracja , sklep
spożywczy , piekarnia i rzeźnik .
Po drugiej stronie ulicy 1 Maja wyburzono wszystkie budynki za Mc Donald,s ,
wybudowanym na miejscu ogródka przedszkolnego .
Z dawnego budownictwa pozostała tylko kolonia domów
po drugiej stronie skrzyżowania . Obecnie są one odnawiane .
Jest coraz ładniej .
Widok na domy ulicy Południowej .
TAK BYŁO
Zabawy
We "wspomnieniu"-napisano, że panien na ulicy Południowej mieszkało sporo.
To prawda, ale mieszkali tam również chłopcy.
O nich, też należy napisać, bo mieszkało ich na ulicy Południowej niemało.
Zabawy
Dziewczynki, latem, podczas wakacji, przeważnie bawiły się na łące.
Nie interesowały się chłopcami. Chłopcy mieli swoje miejsca do zabaw.
Zabawą ich było - nazywali to - "kadzidło".
Aby zrobić takie "kadzidło",potrzebna była większa metalowa puszka.
Na dnie puszki, chłopcy robili kilkanaście dziurek, a na wierzchu puszki, dwa
równoległe do siebie otwory, przez które przeciągali większej długości drut.
Służył on, za uchwyt tego "kadzidła".
Do puszki tej, wkładali drobne patyki, suchą trawę, liście i zapalali.
Trzeba było - trzymając za uchwyt, silnie obracać ręką "kadzidło"w powietrzu,
aby wytworzył się dym. Taka była ich zabawa.
Inna zabawa - to koło od roweru - felga.
Chłopcy, mając taką felgę i kawałek patyka, uderzali nim o felgę, która pod wpływem
uderzeń - obracała się. Trzeba było za nią biec i uważać, aby jak najdłużej toczyła
się i nie upadła. Były to zabawy dla młodszych chłopców.
Na łąkę, dziewczyny ( 12-latki )-zabierały książki, między innymi -
" Słownik ortograficzny" . Do dzisiaj w słowniku zasuszona jest roślinka z łąki
oraz zakładka do książki, zrobiona z takiej samej roślinki. Widać, że zrobiona
została rękami dziecka, a ma już 60 lat (ta zakładka).
Zakończenie roku szkolnego kl. V - 1952 rok.
Słownik ortograficzny i zakładka .
Chłopcy - jeden z nich był ministrantem, a do kościoła było daleko.
Urszula i Józek, należeli do zespołu akordeonistów przy Domu Kultury kopalni
"Walenty-Wawel" w Rudzie.
Tam uczyli się gry na tym instrumencie.
Z ulicy Południowej do Rudy, był dość spory kawałek drogi, 1 km.
Zespół akordeonistów.
Na Barbórkę - 4 grudnia 1958 r. - oddano pierwszy odcinek linii tramwajowej,
od Apteki, do Rudy Południowej.
W zimie, po południu, dziewczyny i chłopcy,jeżdzili na sankach - na głównej ulicy -
na samym skrzyżowaniu - w dół ulicy 1 Maja.
W dzisiejszych czasach, trudno w to uwierzyć.
W tamtych czasach, ulica ta, byla pusta, wolna.
Nie przejechał po niej ani jeden samochód.
Widok na ulicę w kierunku Chebzia .
Latem, kopalnia organizowała dla dzieci swoich pracowników
kolonie letnie. Oddzielnie dla dziewcząt i chłopców.
Kolonie letnie w 1951 i w 1954 roku .
Po ukończeniu szkoły podstawowej, wtedy - siedmioletniej - dziewczyny i chłopcy,
uczyli się dalej. Wybrali różne szkoły. Oprócz nauki, chłopcy interesowali się sportem.
Szczególnie piłką nożną. Byli piłkarzami w klubie "Naprzód Ruda".
Z ulicy Południowej piłkarzami było 6-ciu chłopców.
Zawodnicy klubu "Naprzód Ruda".
Trzech chłopców - grało w orkiestrze.
Jeden z nich - grał w orkiestrze dętej kopalni "Walenty-Wawel",dwóch grało w
orkiestrze kościelnej.
Z czasem, dziewczyny więcej przebywały z chłopcami.
Były to przyjaźnie - koleżeńskie - po sąsiedzku.
W ogródku z Trautą i Ryszardem.
W wolnych chwilach, dziewczyny i chłopcy, spotykali się na przydomowej ławce.
Jadzia - przyniosła akordeon,jej brat Eryk - skrzypce - pięknie grali. Było miło.
Siostry - Urszula i Teresa - "znalazły" w swoim chlewiku ( komórce ) - stary
zardzewiały rower, ale na "chodzie".
Na tym sfatygowanym wehikule, dziewczyny nauczyły się jeździć.
Było dużo śmiechu, przyjemnie i z pożytkiem.
Wieczorem, pod koniec wakacji, dziewczyny, jak zwykle, siedziały na ławce,
rozmawiały, aż tu nagle jedna z nich krzyknęła - duch !!.
Rzeczywiście, "duch" - pojawił się na dachu komórki.
Chłopcy,- tak przestraszyli swoje koleżanki.
Weszli po drabinie z drugiej strony komórki i położyli na dachu - wydrążoną dynię
z oczami i ustami, a w środku paliła się świeczka.
Było dużo śmiechu i kwiku - jak to z dziewczynami .
Dzisiaj, zabawę tą, nazywa się - Hallowen.
Wtenczas, słowa tego nie znano. Był to zwyczajny psikus.
Wieczorami, na podwórko - dochodził rechot żab z pobliskiego stawu,
a z łąk - zapach traw - ale tylko wieczorami.
Pobliska koksownia, bardzo zanieczyszczała - nie tylko naszą dzielnicę
( widać to na zdjęciach ).
Rada Zakładowa kopalni, której biuro mieściło się w pobliżu ulicy Południowej,
przy szybie "Elżbieta" - organizowała niedzielne wycieczki.
Młodzież często korzystała z tych okazji.
Podróżowaliśmy samochodem ciężarowym "Star", do którego wstawiono ławki,
pod plandeką. Podczas jazdy, ławki kołysały się, ale nikomu to nie przeszkadzało.
Jakieś było nasze zdziwienie, kiedy na kolejną wycieczkę, podjechał po nas -
nowy - nowoczesny autobus - włoski Fiat.
Jaki ładny !, jaki wygodny ! - wszyscy byli zachwyceni, a jechało się naprawdę komfortowo.
Na wycieczce
Wspominając tamte czasy - wtedy nikt nie miał telewizora - chociaż na Barbórkę
1957 roku, Telewizja Katowice - nadała swój pierwszy program.
( Znaczyło to, że byli tacy, którzy mieli telewizory, ale było ich niewielu ).
Mało kto posiadał radio, a młodzieży, nic a nic, nie nudziło się.
Było fajnie, wesoło. Nikt nie wymówił słowa - nuda.
Od czasu do czasu, chodziło się do kina "Bałtyk" w Rudzie.
Przeważnie na filmy włoskie. Były to filmy - nazwijmy je -rodzinne, trochę miłości,
fajne, bez przemocy i brutalności.
Atrakcje
"Atrakcje" - na ulicy Południowej.
W dzisiejszych czasach - atrakcje to, - wydarzenie.
Wtedy, było to - normalne, nic specjalnego.
O "szmaciorzu", albo "haderloku" - tak mówiono o tych, którzy zbierali stare, niepotrzebne ubrania.
Haderlok - przyjeżdżał furmanką na podwórko ulicy Południowej i wołał - szmaty !
szmaty !. Za te szmaty nie płacił, najpierw je zważył i w zależności od wagi szmat,
dał większy, albo mniejszy garnek .
O "Skórkorzu" - skórkorz - tak nazywano człowieka, który przyjeżdzał na rowerze
i wołał : skórki, skórki z królików kupuję !. Na poręczy roweru, zawsze miał
zawieszone skóry. Kupował je i garbował. Po wygarbowaniu pewnej ilości
skórek, można uszyć futerko.
O "Szlajfierzu" - szlajfierz - chodził po podwórkach i wołał : noże, nożyczki brusza!
- znaczy to - ostrzył. Często, udawało mu się zarobić parę złotych. Wtedy, ludzie
byli oszczędni i nie wyrzucali rzeczy, które stępiły się.
O "Lutowniku " - ten również chodził po podwórkach i wołał : garnki, garnki - lutuję!
Dziurawego garnka nie wyrzucano. Lutownik, jeżeli można go tak nazwać
- na garnku - przylutował jakby "łatkę" i garnek znowu nadawał się do użytku,
choćby tylko na wodę, albo jedzenie dla zwierząt.
O "Zielarce" - zawsze, gdzieś tak przed jesienią, do domu przychodziła kobieta,
ubrana po "chłopsku". Była z Kochłowic. Sprzedawała herbatę, którą sama
sporządzała z ziół - zebranych w kochłowickich lasach. Nie zdradzała jakie
to zioła, ale herbata ta, była bardzo dobra, a z mlekiem, była koloru różowego.
Kolor różowy, nadał jej wrzos.
C.D.N zapraszam
proszę o opinie